Margins
Zielone Jabłuszko book cover
Zielone Jabłuszko
2004
First Published
3.39
Average Rating
176
Number of Pages
Połowa lat osiemdziesiątych. Bajklandia - miasto rowerów, tak jak cała Polska pogrążone w kryzysie i szarej beznadziei. Ania Kropelka mieszka w małym domku. Razem z prababcią, babcią, dziadkiem i kotem Dziurawcem czeka na mamę, której udało się wyjechać z Polski. O takiej ucieczce za ocean marzy większość mieszkańców Bajklandii. Reszta biernie czeka na cud. Ania nie chce wyjeżdżać. Dla niej Bajklandia to miejsce wyjątkowe. Być może dlatego, że nie zna innych. A możliwe, że bardzo się boi tego, o czym śpiewają Chłopcy z Placu Broni: „Tak niewiele miałem, tak niewiele mam, mogę stracić wszystko, mogę zostać sam”. Woli więc zostać i cierpliwie czekać. Na co? Na miłość, na przyjaźń i może trochę na cud? A gdy to wszystko się pojawi, okaże się, że to nie koniec kłopotów. I że życie wcale nie staje się prostsze. O czym jeszcze opowiada „Zielone jabłuszko”? O tym, na co najlepiej stawia się włosy, jak zrobić kąpiel w stylu „Pogoda dla bogaczy” i smaczne wino z dojrzałego żyta. Słowem: jak nie zwariować, kiedy wokół panuje chaos i absurd.
Avg Rating
3.39
Number of Ratings
103
5 STARS
15%
4 STARS
30%
3 STARS
37%
2 STARS
17%
1 STARS
2%
goodreads

Author

Izabela Sowa
Izabela Sowa
Author · 5 books

Żyje z pisaniny (artykuły, kojące bajki dla spragnionych złudzeń, tłumaczenia, wróżby w chińskich ciasteczkach...). Przez pewien czas zabawiała studentów opowieściami o magicznej mocy psychologii społecznej i pracowała nad doktoratem o reklamie społecznej. Zaczęła pisać, bo chciała zatrzymać przemijający świat, a zdjęcia wychodziły jej kiepskie. Nie lubi się chwalić, nie zależy jej na sławie. W dzieciństwie marzyła o magicznym proszku, który czyni niewidzialnym. Typowa sowa: większość dnia najchętniej przespałaby ukryta w krakowskich bibliotekach, lecz niestety nie ma na to czasu. Późnym wieczorem siada przed komputerem i zaczyna tworzyć. A tak pisze o sobie: Urodziłam się w Stalowej Woli, tu skończyłam podstawówkę i trzy lata szkoły gastronomicznej. Tu odbyłam praktyki w zakładach mięsnych, a potem podjęłam pierwszą i jedyną jak dotąd pracę w przedszkolu przyzakładowym. W Stalowej Woli urodziłam starszą córkę i młodszą też. Tu znalazłam męża i pięć lat później go pochowałam, obok naszych dziadków, rodziców, wujków i ciotek. A kiedy przyjdzie moja pora i ja spocznę właśnie tu, w Stalowej Woli" - oznajmiła starsza kucharka, Aniela B., nakładając mi na talerz dużą chochlę papki z grochu polnego. Pomyślałam wtedy, że nigdy, przenigdy nie chcę żyć jak ona, Aniela B., uwięziona w ciasnej klatce miasta rowerów. "Będę sławna i bogata" - postanowiłam, gmerając aluminiową łyżką w grochowym puree. Od tej pory skupiłam się na szeroko zakrojonych przygotowaniach do międzynarodowej kariery. Lekcje baletu, tańca, fortepianu i skrzypiec, warsztaty plastyczne, teatralne (w grupie starszaków) i językowe, trening judo i karate (żeby kiedyś zaoszczędzić na ochroniarzu). Udział w olimiadach wojewódzkich i kołach naukowych, w niezliczonych konkursach muzycznych, plastycznych i pisarskich. Wszędzie nagrody! Najwyższe trofea, jak "Złoty Ząb" zdobyty za opowiadanie fantastyczne o bolącej ósemce lub "Akrylowy Polok" otrzymany za udaną próbę przybliżenia lokalnej publiczności malarstwa drzyzganego. A potem koło sławy potoczyło się samo. Własny zespół muzyczny, gorąco przyjęty przez fanów, trasa koncertowa i udane występy, także podczas Owsiakowej Letniej Zadymy. Monodramy chętnie wystawiane nie tylko w domach kultury, scenariusz filmu animowanego (w produkcji), nowele anarchistyczne i wreszcie pogodna owocowa seria. Tak, jestem kobietą spełnioną. Spełnioną i szczęśliwą. Każdego dnia budzę się z radosną myślą, że czeka mnie słodki znój tworzenia. Wskakuję pod chłodny prysznic, wypijam aromatyczną robustę, wyłącznie z ekspresu, wypalam kubańskie cygaro, wkładam purpurowy szlafrok z indyjskiego adamaszku i kaszmirowy śliwkowy szalik, a potem przy kieliszku czerwonego wina (z małą kroplą szaleństwa) zaczynam solowy koncert na czarnej klawiaturze mojego najnowszego laptopa. Tak mogłoby wyglądać moje życie. Rzecz w tym, że nie ma i nie powinno mieć znaczenia, co robiła w dzieciństwie pewna nieśmiała sowa. Nieważne, czy lubiła klocki lego czy kostkę rubika, czy miała psy, koty a może jeże. Ile uwag nałapała na lekcji z rytmiki i pochwał za wypracowanie z ruskiego. W kim podkochiwała się na dużej przerwie i komu robiła sztubackie kawały. Nieważne także, co sowa zjada w piątki, ile wynosi jej próba wątrobowa i czym maluje swoje podkrążone oczy. A kariera? Nie da się jej zaplanować. Podobnie jak życia. Dlatego, zamiast planować cokolwiek, sowa po prostu sobie żyje. Naprawdę. Izabela Sowa Wywiad 2010 r.: http://www.miastokobiet.pl/iza-sowa-n...

548 Market St PMB 65688, San Francisco California 94104-5401 USA
© 2025 Paratext Inc. All rights reserved